Kurs euro wystrzelił powyżej 5 zł? Minister finansów dementuje
Według danych Google złotówka rozpoczęła nowy rok potężnym tąpnięciem. W poniedziałek wieczorem euro kosztowało już 5,40 zł, dolar 4,83 zł, a frank szwajcarski 5,80 zł. Polska waluta nie była tak słaba nawet po wybuchu wojny na Ukrainie. Nic dziwnego, że w mediach społecznościowych zawrzało.
Domański: Kurs złotego, który sieje panikę to "fejk"
Sprawę skomentował minister finansów Andrzej Domański. "Spokojnie. Ten kurs złotego, który sieje panikę to «fejk» (błąd źródła danych). Za chwilę otworzą się rynki w Azji i sytuacja wróci do normy" – napisał na portalu X (dawniej Twitter).
Według "Rzeczpospolitej" nagłe zawirowania walutowe były spowodowane błędem Google, wywołanym najprawdopodobniej tym, że Narodowy Bank Polski nie dostarczył 1 stycznia wyszukiwarce aktualnych danych dotyczących kursów walut.
Analitycy serwisu Cinkciarz.pl zwracają uwagę, że przez fejkowe dane hipotetycznie ktoś mógł na przykład za pomocą sztucznej inteligencji wygenerować nieprawdziwy ruch na portalach.
To nie pierwszy raz, gdy serwisy Google zawodzą, jednak tak poważny błąd dotyczący kursów walut nie zdarza się często – podkreślają komentatorzy.
Czy Polska powinna przyjąć euro?
We wtorek na pierwszej stronie "Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł zatytułowany: "Utracone zyski z euro". Gazeta przekonuje w nim, że polski rząd powinien obrać kurs na przyjęcie europejskiej waluty. "Korzyści przewyższają koszty" – mówią, zdaniem "Rz", ekonomiści.
– To nie jest prawda, że ekonomiści są zgodni, że każdy rok bez euro przynosi Polsce straty. Myślę, że są w Polsce różni ekonomiści i różne przekonania – powiedział poseł partii Razem Adrian Zandberg, pytany w Polsat News o publikację "Rzeczpospolitej".
Dodał, że sam podziela zdanie tych, którzy do szybkiego przyjmowania euro podchodzą sceptycznie. – Uważam, że to nie jest coś, na co powinniśmy stawiać w ciągu najbliższego roku, dwóch – stwierdził Zandberg.
Glapiński stawia warunek
Prezes NBP Adam Glapiński powiedział na początku października, że dyskusja o wejściu Polski do strefy euro może się rozpocząć dopiero wtedy, gdy nasz kraj osiągnie zamożność na poziomie Niemiec i Francji. – Natomiast teraz to jest droga na skróty (…) i próba obejścia tego problemu, iż to premier i prezes NBP muszą jednocześnie zwrócić się z takim przedłożeniem – podkreślił.
Jak tłumaczył Glapiński, jednym z powodów świadczących o tym, że wejście Polski do strefy euro byłoby obecnie niekorzystne, jest "brak możliwości prowadzenia polityki pieniężnej, dopasowanej do potrzeb krajowej gospodarki oraz ograniczenia w prowadzeniu własnej polityki fiskalnej".